niedziela, 15 sierpnia 2021
Swego rodzaju początek
A więc udałam się w końcu do psychiatry. Lęki wróciły, a senność i zmęczenie zaogniły się więc uznałam, że chcąc nie chcąc to już ten moment. Zaliczyłam więc stresującą (choć w gruncie rzeczy bardzo miłą) pogawędkę z panem psychiatrą i od jakiegoś tygodnia jestem już na lekach. Wróciłam do tabletek, które już brałam (ale przerwałam leczenie) i czuję się po nich całkiem nieźle, jedyną uporczywą dolegliwością jest ciągłe ziewanie. Psychicznie nie czuję zmian, ale wiem, że to jeszcze za wcześnie. Skończyłam za to już z pracą, która mnie stresowała, a przeniosłam na praktyki, które aktualnie stresują mnie równie bardzo. Wiedziałam, że będę musiała wyjść poza moją strefę komfortu, ale nie wiedziałam, że aż tak. Nagle stałam się po prostu zupełnie sama, bez rodziców, narzeczonego, mojego psiaka, czy jakiejkolwiek znanej mi osoby i jestem przerażona. Tęsknie, chcę iść na łatwiznę i z powrotem znaleźć się w bezpiecznym miejscu, trzęsę się i płaczę, lęki zjadają mnie od środka, ale wiem, że to minie. Znowu muszę wytrwać, a na pewno mi się to opłaci.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Masz dobre podejście. Całe życie to wychodzenie ze swojej strefy komfortu. Warto to polubić. 😀 myślę, że lepiej będziesz się też czuła wiedząc, że się starasz i robisz co się da, niż, że się chowasz w swoim pudełku.
OdpowiedzUsuń