czwartek, 29 lipca 2021

Wspólny miesiąc wakacji z narzeczonym spędzam na pracy. Wstajemy o 6 cały czas się nie widząc i wracamy około 18 i tak nie mając czasu dla siebie, bo zawsze jest coś do zrobienia. A mnie nawet to nie przeszkadza, cieszę się, że nie spędzam kolejnych wakacji leniąc się tylko zarabiam na mieszkanie. Staram się jeść więcej, pić, oszczędzać się żeby mieć więcej siły, ale praca i tak wykańcza mnie psychicznie i fizycznie. Staram się zawsze spinać dupę choć czasem już nie mogę. Hamuje panikę, wycieram łzy, zbieram się w sobie i idę dalej, bo wiem, że muszę. Czasem sytuacja mnie przerasta, umysł nie daje rady albo organizm się buntuję jak dzisiaj i ze łzami w oczach zostaje, bo targają mną tak potężne wyrzuty sumienia. Czuję się wtedy słaba, bezsilna, leniwa, nieprzydatna. Próbuje sobie tłumaczyć, ale boję się osądu innych i tego, że zabraknie mi pieniędzy. Jest mi wstyd za siebie i to uczucie przytłoczenia jest tak wielkie, że nie potrafię sobie z nim już w żaden sposób poradzić i przychodzą mi na myśl bardzo złe rzeczy, z którymi oczywiście walczę. Wiem jedno, znowu po prostu muszę przetrwać, potem będzie lepiej.

niedziela, 25 lipca 2021

Jest średnio... Chodzę zmęczona i ogarnia mnie dziwna nostalgia. Za bardzo też rozpamiętuje, okropna cecha, wolę wybaczać i to robię, ale i tak nie potrafię potem zapomnieć. Mam ochotę tłumić myśli ostrzem albo alkoholem więc szukam lepszego środka, kładę się spać, kąpie się po 2 razy dziennie, wychodzę na spacer żeby ochłonąć zajmuję myśli moim małym, psim terapeutą albo wręcz intensywnie myślę, ale nie po to żeby się dobić, ale po to żeby wytłumaczyć sobie samej pewne rzeczy, samej sobie wybaczyć choć wychodzi różnie, tu jest ryzyko... Szukanie lekarza idzie opornie. Na nic mi skierowanie, bo w tym kraju ktoś musi umrzeć żeby zwolnić miejsce i dać szansę komuś innemu. Albo masz pieniądze albo trwasz i liczysz na cud. Smutne to bardzo. Zawsze tak jest, że raz na wozie, a raz pod wozem. Ostatnio raczej pod wozem i grubą warstwą mułu, ale prawda jest taka, że nie ważne co byśmy myśleli to po burzy zawsze przychodzi słońce, trzeba tylko przetrwać choć w danym momencie cały świat wali nam się na głowę, choć wydaje się to nie możliwe i jest cholernie trudne. Ja wiem. Ale nawet jeśli wyobrażasz sobie najgorsze to ono wcale nie musi nadejść. I nawet jeśli wydaje ci się, że wyjścia nie ma ono w końcu może się pojawić. Wystarczy przetrwać burzę tylko tyle i aż tyle. A gotowego przepisu na to jak to zrobić nie ma nikt, pozostaje jedynie szukać.

czwartek, 15 lipca 2021

Ostatnimi czasy wydawało mi się, że wszystko jest nawet we względnym porządku. Nic przecież nie męczy, nie boli, humor w miarę dopisuje, stres mało co doskwiera i nie czuję się tak mocno przybita jak dawniej. Żyłam za to w przeświadczeniu, że sama sobie szkodzę, że źle robię. Odechciało mi się rzeczy, które dawniej bardzo lubiłam robić, wyjątkowo kiedy już podjęłam decyzję i początkowo byłam podekscytowana nagle dochodziłam do wniosku, że będzie co będzie i wcale aż tak mi na tym zależy, nie cieszę się, nie czekam. W gruncie rzeczy wiele kwestii zrobiło się dla mnie obojętne, a bardziej ja stałam się obojętna na wszystko. I czułam się z tym potwornie źle, winiłam, tłumaczyłam lenistwem nie myśląc o tym, że depresja jak każda inna choroba ma swoje objawy i nie wszystko muszę utożsamiać ze swoimi wadami. Dzięki komuś zaświeciło mi się światełko w tunelu i powoli dopiero dążę do uwierzenia w to, że nie muszę się za wszystko obwiniać. Że czasem nadal męczą mnie lęki, wybucham płaczem bez powodu, nie mam na coś ochoty albo odczuwam mocne zmęczenie mimo, że dopiero co wstałam z łózka. Staram się zwalczać w sobie przekonanie, że nie jestem wrażliwa, ale wcale nie ZBYT wrażliwa i przez to winna swojej choroby i samopoczucia. Czasem trzeba się zatrzymać, posłuchać czego potrzebuje nasze ciało i umysł, pogodzić się z tym, że trzeba na chwilę przystopować i uzmysłowić sobie, że nie jest to wcale naszą słabością, a jedynie dbaniem o siebie. 

Ważna jest samoświadomość tego jacy jesteśmy, jakie są nasze motywy, z czego biorą się nasze zachowania i reakcje na otoczenie żeby nad tym pracować, powoli i małymi kroczkami do przodu, bo i nie od razu Rzym zbudowano. Czasem potrzeba też być dla siebie samego wyrozumiałym. Wrzucić na luz nieco, spojrzeć z innej strony, nie krytykować się za wszystko, bo nie wszystko w życiu jak i nawet samopoczuciu od nas zależy. Zwykle w stosunku dla siebie jesteśmy najbardziej krytyczni, tym bardziej kiedy wszystko zależy od naszej głowy, ale wcale nie powinno tak być. Każdy zasługuję na wybaczenie i zrozumienie, nawet my sami w stosunku do siebie. 

piątek, 9 lipca 2021

Wmawiam sobie zmęczenie więc odpoczywam i zwyczajnie się nudzę. Z nudów jem albo wyzwala to we mnie poczucie marnowania czasu (bo plan był inny, a kiedy coś nie idzie zgodnie z planem jest źle).  A jedząc wpadam taką huśtawkę, przez którą jednego dnia jem dużo, a drugiego znów staram się jeść bardzo mało i tak ciągle. Usłyszałam ostatnio za to, że jak będę pić tak mało to bardzo szybko się zestarzeje i o dziwo zadziałało i pilnuję się z piciem jeszcze bardziej. Niby chce przełamywać schematy i działać czasem spontanicznie, ale to nie powinno przekładać się na lenistwo. Są wakacje i powinnam z nich skorzystać, tym bardziej teraz kiedy nie zajmuje ich praca od rana. Plany działają na mnie źle, a jednak teraz muszę mieć plan żeby się ruszyć i żyć nie próżnować, bo tego bardzo nie lubię. Za to lubię czuć zmęczenie i satysfakcję dniem.

Ostatnio usłyszałam też, że ludzie w większości biorą ślub z poczucia obowiązku. Zrobiłam szybki rozrachunek w głowie i w rzeczywistości coś może w tym być. Dlatego tym bardziej żeby iść do przodu powinnam pogodzić się z pewnymi rzeczami, a wręcz wyłapać w nich pewną niezwykłość. Nie uganiać się za zaplanowanym z góry w najmniejszych szczegółach scenariuszu, a popatrzeć z innej strony. Nie wypominać nieidalnego pierścionka, brzydkiej pogody, złej godziny, niechcianego miejsca tylko docenić to, że mam tę możliwość zaręczać się jedynie z miłości. Codziennie być kochaną, docenianą i szanowaną, wynoszoną ponad chmury. Mieć na kogo liczyć, przy kim się zwierzać. Dzielić szczęśliwe chwile, ale i te smutne licząc na wsparcie. To jest największe szczęście, a cała reszta gra rolę tak drugorzędną, że nie warto poświęcać jej tyle uwagi i tak się nad nią rozczulać.

Mądrzeje na starość???

Zrobiłam badania krwi, byłam u lekarza. Wychodzi na to, że wszystkie moje fizyczne problemy są spowodowane chorym umysłem...

wtorek, 6 lipca 2021

Blog ten nie powstał jako zlepek luźnych myśli rzuconych od tak w odmęty internetu tylko żeby pomóc usystemtyzować moje myśli i odczucia, aby przy sklerotycznej naturze mieć coś takiego pod ręką kiedy przyjdzie już ten magiczny czas spotkania z terapeutą czy psychiatrą. Bo mam to do siebie, że czasem męczy mnie okropny słowotok i milion różnych myśli przelatuje mi przez głowę na sekundę, a kiedy przychodzi co do czego nagle ledwie odnajduję w sobie zdanie będące w stanie opisać to jaki mam humor w danym dniu. Staję się wówczas istną zagadką nie umiejąca sklecić żadnego sensownego zdania i niezbyt pamiętającą wydarzenia choćby sprzed kilku dni, a raczej nie będąca w stanie ich opisać. Nawet teraz siedząc przed komputerem i mając względny plan tego co chciałabym przekazać szukam w sobie właściwych określeń na to co właściwie odczuwam. 

Stres jakoś, póki co, mnie opuścił, czuję się wręcz nadludzko wyluzowana, jak nie ja. Na wszystko znalazł się czas, mam jasny plan na wakacje i wystarczy się go mniej więcej trzymać. DO wszystkiego podchodzę z dystansem, nie rozmyślam tyle, będzie co będzie. Nurtuje mnie nieco kwestia pracy, jak zwykle martwię się na zapas, że się nie odnajdę, ale w porównaniu z tym co czułabym normalnie widzę progres. To śmieszne, bo tak jak w horrorach jakiś przedmiot może być powiązany z demonem, tak łóżko w moim pokoju, w rodzinnym domu wiąże się z tyloma wydarzeniami, że mój mózg zwyczajnie już czasem odwala na zapas. Wracają stare wspomnienia, lęki, sny choć tylko czasem, z dużo mniejszą częstotliwością. Nie rozumiem mechanizmu tego działania na tyle żeby zrozumieć czemu w środku nocy prawie dostałam ataku paniki jakoś powiązując przyszłe wydarzenie do innego, bardzo odległego, które miało już kiedyś miejsce i nie wspominam go najlepiej. 

Testując wszystkie kalkulatory BMI na jakie natrafiłam w internecie każdy pokazuje niedowagę. Bardzo dziwne uczucie. To w ogóle możliwe ? Z kluski w szkieletorka, zabawne. A także jak niezwykle satysfakcjonujące. 

piątek, 2 lipca 2021

Lubię jeść i ten fakt najbardziej mnie rujnuje. Żyję w kłamstwie usilnie próbując stworzyć swój inny obraz przed światem i samą sobą. Dlaczego? Bo tak jest łatwiej. Wmówić sobie pewne rzeczy i się do nich stosować pomimo tego, że nie koniecznie są prawdziwe. Ignorować pewne fakty i zupełnie inaczej kreować myśli (to przecież wszyscy znamy doskonale). I nie lubię się Z jedzeniem, to niepodważalne, bo przyprawia mnie o lęk, niepewność i wyrzuty sumienia. Bo mam już coś zakodowane w głowie i czuję, że dobrze mi jest tak jak jest. Uważam to za swoją słabość, a nigdy nie chcemy pokazywać przed ludźmi swoich słabości. A ja w gruncie rzeczy lubię gotować, lubię też jeść. Zrobić jakąś dobrą kolację dla nas obojga, zjeść coś do filmu, przekąsić coś niezdrowego. Kocham żelki, czekolada, croissanty, naleśniki, ale staram się wmawiać sobie, że jedzenie nie daje mi szczęścia. W sumie daje je tylko połowicznie, szczęście jest, a zaraz potem jest rozpacz, bo tak działa chora głowa. Więc jem jak najzdrowiej, unikam wielu produktów, staram się tyle nie myśleć i jeść mało, nie kupuję i nie trzymam pewnych rzeczy w domu, bo byłoby to czystym masochizmem i wciąż liczę, bo boję się przytycia i wydaje mi się, że obecny stan mi odpowiada. Myślenie chorej głowy.

Szukaj na tym blogu