wtorek, 27 kwietnia 2021

Dużo ostatnio rozmyślam o tym jaka jestem, co się dzieje wewnątrz, co powinnam zmienić. Posuwam się po jakiejś sinusoidzie. Jest źle, jest znośnie, jest dobrze. I to trochę dziwne, spadek zawsze przypada na konkretny moment. Ale czy to normalne, że PMS wykańcza mnie aż tak bardzo, że nagle ciężko funkcjonować? Wszystko mnie denerwuje, doprowadza wręcz czasem do szału, to jasne, ale poza tym pojawia się jakiś wewnętrzny, mentalny ucisk, który z czasem przeradza się w ból. Taki ból, który bierze się znikąd i nijak go nazwać, ale wyciska łzy z oczu i szepcze złe słowa do ucha. No i dostrzegam jednak z iloma rzeczami mam na co dzień problem. Przede wszystkim ze stresem, który raz jest, a raz go nie ma. Raz przychodzi z jakiegoś powodu, a raz zupełnie nie wiedzieć czemu. Często ciało czuje, że się stresuje, ale mózg jakby wcale tego nie rejestrował. Wiem, że stresuje mnie samotność, ale zarówno stresuje mnie obecność nowych ludzi wokół, bardzo mnie to stresuje, ale tylko wtedy kiedy jest nakierowane konkretnie na mnie. Coraz częściej z głowy wypadają mi proste słowa i to mocno mnie irytuje. Z koncentracją też czasem bywa nie najlepiej, ale daję sobie radę. Jedzenie to już zupełnie inna bajka. Czuję, że to w ogóle inna historia i nie warto teraz o niej wspominać chociaż często utrudnia mi życie. Jest tak samo zagmatwana, raz chce jeść, ale nie potrafię, raz po prostu nie chcę i wtedy czuję się spełniona. Ale nawet jak chcę to przełamać jest mi się tak trudno, że wzmaga to stres no i koło się zamyka.
Natomiast mimo mniejszych czy większych problemów, chcę wierzyć, że potrafię sama sobie z nimi poradzić. Jakby nie było czuję, że znaczna część z nich pojawiła się z mojej własnej głupoty. Poza tym nie potrafię rozmawiać z ludźmi i nie potrafię wyciągać wniosków. Ciężko mi się skupić i ciężko zarejestrować wszystko w myślach. Chcę korzystać z pomocy, ale nie bardzo wiem jak, nie rozumiem co te rozmowy miały by mi dać. Dużo rzeczy na swój temat wbrew pozorom potrafię sama stwierdzić, co się z czego wzięło, z jakiego powodu, ale już kompletnie nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić i jak wykorzystać czyjeś słowa. 

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

Takie dni jak ten wczorajszy sprawiają, że niecierpliwie wyczekuję końca. Kłótnie, płacz, histerie to nic, najgorsze są momenty po. Diabelski młyn to zbyt wyimaginowane określenie dla tego czym jest w rzeczywistości. Moje gorsze momenty, chwile załamania nakręcają wyrzuty sumienia w kimś, kto z tego czy innego powodu wcale nie powinien ich mieć. Każde przepraszam boli jak wbijany we mnie nóż, a ja zwykle nie mam wówczas siły żeby się przed tym nożem nawet bronić, sprostować coś, wytłumaczyć. Wtedy do mojej głowy będącej w tym swoim stanie otępienia będącego rodzajem obrony i dającego ulgę zaczynają docierać bodźce. Zalewa mnie ogromne poczucie winy, że znowu przez moją słabość obwinia się ktoś inny. Przez głowę nie przedziera się milion myśli na sekundę, nie ma po prostu jak, ale każda mała, pojedyncza jest bardzo krzywdząca. I to jest prawdziwy młyn, iście diabelny, taki stworzony przez życie. Karuzela, która wciąż się kręci i nie potrafi przestać.

Przepraszam, że wciąż musi tak być

niedziela, 25 kwietnia 2021

Ostatnimi czasy miałam dość sporo czasu na przemyślenia. Doszłam do wniosku, że tak na prawdę zewsząd otaczam bądź otaczałam się głównie ludźmi, którzy zmagają się z różnorakimi problemami, myślami autodestrukcyjnymi, zaburzeniami. Śmiejemy się w tym swoim towarzystwie, że nikt już na tym świecie nie pozostał zupełnie normalny, przy zdrowych zmysłach. I ta świadomość trochę podnosi mnie na duchu, że jednak wcale nie jestem w tym wszystkim odosobniona, w dodatku dobrze odnajduję się wśród osób, które są w stanie zrozumieć to co czuję. Z drugiej strony ten stan rzeczy jest dość przykry, daje wgląd na to jacy wszyscy jesteśmy, jaki jest świat. Oczywiście można by powiedzieć, że społeczeństwo jest teraz słabe, dużo razy się to w końcu słyszy, ale prawda jest taka, że społeczeństwo jest ślepe, a poglądami nie raz odbiega od średniowiecza. No, bo przecież jakie my możemy mieć problemy? Jesteśmy jeszcze młodzi, przed nami całe życie, które dopiero się zaczyna. A w tym młodym umyśle potrafią toczyć się wewnętrzne walki, które przerosły by nie jednego dorosłego. Mimo tego zostajemy z tym sami, zdani na łaskę samych siebie, a świat przepełnia znieczulica, ignorancja i napiętnowanie rzeczy, które nigdy napiętnowane być nie powinny. Radzimy sobie sami tak jak potrafimy albo nie radzimy sobie wcale nie mając kogo prosić o pomoc. Więc trwamy w letargu czekając na gwiazdkę z nieba, która być może przyniesie nadzieje, ratunek. Ale jak historia wiele razy już pokazała bardzo często nie zjawia się nic...

piątek, 23 kwietnia 2021

Nie toleruje samotności. W sumie nie wiem jak to jest, bo dziwnie się czuję w towarzystwie innego człowieka, jakby odwykłam od tego, a jednocześnie tak cholernie nie chce być sama. Albo raczej nie tyle nie chcę co nie potrafię. Pół dnia jest okej, a nagle nie potrafię sobie znaleźć miejsca i powoli wzbiera we mnie panika, nie ważne, że to tylko jeden czy dwa dni. Czuję się z tym odczuciem bardzo dziecinnie, jak mała dziewczynka. Besztam się w myślach i staram doprowadzić do porządku, że przecież jestem dorosła i nie powinnam się tak zachowywać, ale nie bardzo to działa. Wmawianie sobie usilnie, że nic się nie dzieje też nie przynosi pożądanych efektów. W sumie czego ja się spodziewałam, nigdy nie przynosiło. Całe szczęście, że w domu mam psa, i że jest coś takiego jak telefon i internet, w innym wypadku czuję, że dawno bym zwariowała. Nie wiem czy to kwestia przyzwyczajenia, że zawsze ktoś jest czy odzywają się stare lęki, ale w innym wydaniu. Mam ochotę wziąć leki i przespać do soboty, ale mam obowiązki. Więc zajmuję czas i myśli jak mogę i czas choć bardzo powoli, jakoś mija. Zastanawiam się czy faktycznie nie powinnam wrócić do terapii i leków, tylko jeśli o rozmowę z psychologiem to nigdy nie bardzo rozumiałam jaki ma to sens i w jaki sposób ma mi to pomóc. A ostatnie poczucia niczego sprawiają, że nawet gdybym chciała to i tak nie bardzo mam o czym mówić, bo zwykle nawet nie bardzo wiem jak się czuję i co mi siedzi w głowie.

czwartek, 22 kwietnia 2021

Mojej relacji z jedzeniem nikt nie rozumie. Czasem mnie nawet wydaje się, że jej nie rozumiem. To już nie tylko poczucie kontroli i dążenie do perfekcji, którego nie umiem opanować choć w dużej mierze tak jest. To sposób bycia. Raz na wozie, raz pod wozem. Czasem jem, a czasem nie, jedno i drugie potrafi opanować moje emocje więc nie jest to coś czego póki co mogę się wyzbyć, to daje stabilność. Poza tym bardzo często wydaje mi się, że moje ograniczenia istnieją, bo potrzebuję wymówki do tego stanu rzeczy, nieidealnego ciała i lenistwa. Całe życie szukam wymówek więc tak jest i teraz. Potrzebuję też ostatnio tak bardzo poczucia satysfakcji, dążenia do celu, a od pewnego czasu nie umiem tego odnaleźć nigdzie indziej. No i jest jeszcze kwestia nienawiści, którą się darze, a która mocno powiązana jest z tym co mam zakodowane w głowie. Nie mogę się takiej akceptować, bo nie można akceptować tego co nieidealne i co jak najbardziej można zmienić. 

czwartek, 8 kwietnia 2021

Często słyszę depresja, stany lękowe, coraz częściej także zaburzenia odżywiania. Mój mózg natomiast stale poddaje wszystko wątpliwościom i na wszystko ma jakieś wytłumaczenie. Bo przecież każdy się czegoś boi, prawda? Bo ja przecież po prostu lubię kontrolę i gdybym chciała to bym przestała, ale nie chcę. Bo przesypiam całe noce, nie kaleczę się już i nie rozmyślam o śmierci, wstaje codziennie z łóżka i robię co do mnie należy, a inni ludzie przeżywają prawdziwe tragedie, nie obniżenie nastroju. Być może sama nie wiem, że poszukuję czyjejś uwagi, wyolbrzymiam, przesadzam, tak trochę na pokaz. Działa we mnie autosugestia, moja i nie tylko, przez diagnozę postawioną przez marnego lekarza, na odczepne. Nic mi nie jest, jest przecież znośnie, doskonale nie jest nigdy. A może...

wtorek, 6 kwietnia 2021

Słowa są ulotne, a mowa jest źródłem nieporozumień. Może więc dlatego lepszy środek komunikacji stanowi dla mnie stukanie w klawiaturę? Cenię sobie słowo pisane wiedząc jak dużo czasu zwykle zajmuje mi zebranie myśli w całość, wydobycie sensu, który chcę przekazać. W efekcie więcej między mną, a ludźmi niezrozumienia i niedopowiedzianych słów niż czegokolwiek innego. Potrzebuję czasu na zastanowienie się. Moje myśli bardzo często wirują, mieszają się ze sobą tworząc na prawe potężny mętlik, a ja nie potrafię się w nim odnaleźć. Jestem niezrozumiała dla siebie i dla otoczenia. Męczą mnie wewnętrzne konflikty toczone nieustannie o to jaka chcę być, kim chcę być i do czego dążyć, co chce osiągnąć. Tak na prawdę mimo wieku jestem tylko zagubioną, małą dziewczynką, poszukującą stale siebie i jakiegoś sensu, choć może tego drugiego jestem akurat już bliżej niż dalej.

Jeśli się tu znalazłeś to mniemam, że nie bez powodu. Witam w moim świecie.                                                                                                                                              





Szukaj na tym blogu