poniedziałek, 27 września 2021

Ostatni czas jest dla mnie dość ciężki. Czeka mnie stary, a jednocześnie pod pewnymi względami nowy okres w życiu, na który nie wiem czy jestem gotowa. Bardzo boję się jak pogodzę obowiązki w domu, psa, uczelnie i pracę ze sobą, ta myśl mnie zwykle przeraża choć czasem nieco fascynuje. W weekend zaliczyłam już okres totalnego doła kiedy nie chciałam nawet brać antydepresantów. Jesienna aura się zbliża i przynosi ze sobą deszcz, zimno i właśnie obniżenie nastroju. Dzisiaj na szczęście mamy poniedziałek, zaczynamy tydzień i to zawsze dla mnie najlepszy czas żeby się zmobilizować i zebrać w sobie. Za 5 dni wyjeżdżam z powrotem do Wrocławia co oznacza, że to ostatni moment żeby pozałatwiać pewne sprawy, ogarnąć się, ale i pokorzystać z wolnego czasu. Niezwykle nie lubię marnować w swoim życiu dobrych chwil, pięknej pogody czy wolnego czasu, zazwyczaj wolę być produktywna niż siedzieć i zamykać się w sobie i to jest chyba to co nadal utrzymuje mnie w pionie. Do tego mam motywację żeby wszystko szło w tym kierunku, w którym ja chcę, a nie waliło się i rozsypywało pokazując jak słabą jestem osobą.

środa, 22 września 2021

Poza zbędnymi wywodami, których nikt tu nie potrzebuje to w zasadzie coraz rzadziej tutaj piszę. Można by powiedzieć, że to dobrze, bo znaczy, że niewiele się dzieje. W praktyce nie ma o czym pisać, bo jest chujowo, ale stabilnie albo po prostu nijako. Więc nie, nie bardzo jest dobrze, ale fakt, względnie bez nagłych zwrotów akcji. Byłam z siebie dumna. Zaczęłam jeść zupełnie zdrowo i w normalnych ilościach, a nawet lekko ćwiczyć, w miarę możliwości codziennie. Codziennie też wchodziłam na wagę, bo musiałam wiedzieć czy od tego jedzenia na pewno nie tyję, ale to nic, dawało mi to jedynie spokój. Aż nagle co, aż poczułam głód i to uczucie kompletnie mną zawładnęło. To chore, ale poczułam tęsknotę za tym uczuciem, doszłam do szybkiego wniosku, że jest przyjemne, w jednym momencie odechciało mi się jedzenia mimo, że żołądek o nie błagał. I w takich momentach dociera do mnie, że to co czasem dzieje się w mojej głowie jeśli chodzi o jedzenie nie jest ani trochę normalne, że coś jest nie w porządku. Ale żyje dalej. Czy głód może uzależniać? Jak widać czasem tak się i dzieje choć to głupie. Głupie jest także to co teraz czuję, ten niepotrzebny zupełnie strach przed czymś co i tak musi nadejść. Zalewają mnie też fale wspomnień, tego co działo się kiedyś, tego co zrobiłam. Być może to pora żeby o nich opowiedzieć, ale jeszcze nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie czy na pewno mam na tyle siły i odwagi w sobie i czy to rzeczywiście w czymkolwiek pomoże. Na koniec dochodzi ogromny ból, wszystko wróciło, a ja jestem z tym zupełnie sama. Więc nie jem, zapijam żołądek energetykiem i kawą i zabijam tym myśli, chęć robienia złych rzeczy i poczucie samotności. Znowu upadłam.

środa, 15 września 2021

Pogoda jest tak piękna. Wciąż świeci słońce, jest ciepło, a przez to każda komórka mojego ciała jest odprężona bardziej niż normalnie. Staram się wykorzystać to w 100%, tę pogodę i czas wolny, który mi pozostał. Dużo myślę o sobie i o tym co będzie później. Może nawet nieco zbyt dużo, ale staram się wszystko poukładać, przygotować się do nowych zadań i pracy na najwyższych obrotach. W gruncie rzeczy od dawna już nie męczą mnie taki lęki jak kiedyś, ogólnie czuję się w miarę spokojna, odprężona, ale aktualnie doskwiera mi duży niepokój. Jets chyba dość zrozumiały i realny. Boję się powrotu do Wrocławia, tego jak poradzę sobie z wieloma rzeczami na głowie jak pies, nauka, praca i dom. Wiem, że będzie ciężko, że będę biegać z uczelni do pracy i tak w kółko, żyć w permamentnym zmęczeniu. Da się przyzwyczaić do takich rzeczy? Dalej dokucza mi zmęczenie. To absurd, że biorę leki, które miały na nie pomóc, a jednocześnie mogą równie dobrze je wywoływać. Staram się natomiast wierzyć w to co mówią lekarze i to jak te tabletki mogą zmienić moje postrzeganie świata. Doskwierają mi chorobowe myśli. Jem, ale chyba nadal boję się jeść, dlatego wciąż kontroluję wagę i czuję względny spokój, ale boję się co będzie jeśli zaraz tej wagi nie będzie do dyspozycji. Ostatnio wzmógł mi się też apetyt, jest wręcz nienaturalny, przez to wciąż myślę o jedzeniu i nie potrafię nad tym wszystkim zapanować. To ogromnie frustrujące, a ja nie rozumiem z czego to wynika, przecież od jakiegoś już czasu jem normalnie. Irytują mnie też zupełnie zwyczajne rzeczy jak przedmiot odłożony w innym miejscu, krzywo postawiony kwiatek na parapecie, czy talerze nie poukładane w szafce według kolorów. Staram się z tym walczyć, ignorować te myśli, które nie dają spokoju, ale nie potrafię. Mama śmieje się, że mam nerwicę natręctw, po tacie, a ja coraz bardziej myślę, że może coś w tym jest. Nie potrafię też teraz zasnąć bez koca. Kiedy popołudniami potrzebuję drzemki to choć oczy praktycznie same mi się zamykają i wcale nie jest mi zimno, nawet gdybym leżała przez godzinę nie zasnę jeśli nie wezmę cholernego koca i się nie przykryję. Nie wiem, nie rozumiem. Troszkę mi trudno.



środa, 8 września 2021

Od kilku dni towarzyszy mi niewyobrażalnie wielki napływ pozytywnej energii jakiego nie doświadczyłam od lat. To oznacza, że ostatnimi czasy tylko wydawało mi się, że czuję się dobrze, a w rzeczywistości czułam się obojętnie. Obojętność natomiast to nie czucie się dobrze. Wszystko mnie uszczęśliwia. Mimo rozłąki czuję względny spokój i radość. Nagle stanęłam przed lustrem stwierdzając, że czuję się ze sobą dobrze i  choć wiem, że pewnie jeszcze nie raz będzie mnie zwodzić z dobrej drogi to wcale nie chcę już się głodzić. Więc jem z umiarem, ale to na co mam ochotę, staram się ruszać, rozciągać, pić dużo i choć waże się prawie codziennie to jedynie pilnuje wagi. Pogoda za oknem jest cudowna, a ja za wszelką cenę staram się ją wykorzystać. Myślę o ty ile rzeczy muszę jeszcze zrobić i o tym ile wspaniałych chwil mnie czeka. Rozmyślam o tym jak było, dużo wspominam i na każdą taką myśl robi mi się ciepło na sercu. Tęsknię, ale pisze, dzwonię, przeglądam zdjęcia i całkiem nieźle sobie radzę. Wreszcie. Mogę też teraz wsiąść na konia, zająć się czymś, robić to co kocham. Czuję ciepłą sierść pod palcami, a słońce świeci mi po twarzy i nie potrzebuję nic więcej. Tylko powolutku kroczyć tak przed siebie, nigdzie się nie spieszyć, tylko tyle wystarczy. Czuję się po prostu szczęśliwa.
Minął prawie miesiąc odkąd znów biorę Escipram. Większych skutków ubocznych brak, a leki chyba na prawdę zaczynają działać.
Ścięłam włosy, potrzebowałam zmiany i chyba nieświadomie wybrałam idealny moment.
Coś się zaczyna zmieniać
Na lepsze



Szukaj na tym blogu