Mam za to także przed oczami wszystko to co się przez ostatnie lata działo: blizny, momenty słabości, łzy, krzyki, kłótnie, załamania, ból i strach i widzę ile przez ten czasu udało się zmienić. Widzę ile radości znów dają mi proste rzeczy, obecność drugiej osoby, moich zwierzaków, spędzanie czasu z bliskimi, spacery, imprezy i także jedzenie. Czuję, że otacza mnie spokój, że nagle te kiedyś wielkie tragedie nagle wydają mi się mało znaczące, na ile rzeczy nie reaguje już tak jak kiedyś, na ile spraw mogę być obojętna i dalej cieszyć się dniem, ile rzeczy mnie satysfakcjonuje i daje kopa do działania.
Następne dwa wpisy, o ile będę miała na tyle odwagi, aby się pojawiły będą dość obszerne i przepełnione na nowo goryczą i bólem. Czuję, że to już ten moment, ostateczne starcie, w którym raz na zawsze powinnam choć częściowo zamknąć pewien etap, a żeby to zrobić muszę najpierw przyznać się sama przed sobą, oswoić i pożegnać z pewnymi wspomnieniami.
To etap pomiędzy, uwielbiam to słowo bo ma tyle znaczeń. Wyobraź sobie siebie stojącą o świcie między światłem a cieniem. Czasem boimy się wyjść na światło, bo nie tylko my zaczniemy widzieć lepiej ale też inni dostrzegą nas w pełnym oświetleniu. Ale nie ma z drugiej strony bardziej ożywczej siły niż światło. Życzę Ci, żebyś dobrze wybrała.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo. Mam nadzieję, że kiedyś wszyscy odnajdziemy swoje światło, prędzej czy później
OdpowiedzUsuń