sobota, 1 maja 2021

Człowiek myśli, że wszystko jest dobrze i wówczas wszystko runie jak domek z kart, a najgorsze dzieje się zwykle w najgorszym możliwym momencie. Czuję się winna temu jaka jestem, a jednocześnie nie potrafię z tym nic zrobić. Chciałabym jak kiedyś móc założyć maskę i sprawiać pozory, ale za bardzo otwarłam się na pewne osoby i teraz nie potrafię już przed nimi niczego udawać, nawet dla ich dobra. Błądzę wokół wszystkiego i zarazem niczego. Rozłąka budzi we mnie lęk. Boję się, że znowu będzie bolało i boję się, że znów wtedy będę zdana tylko na siebie, tak jak to było zawsze. I zazdroszczę, bo chcę innego życia, bo chciałabym też widzieć sens, robić coś co ma sens, dążyć do tego, nie tkwić w nudzie i rutynie. Więc jest złość i niepewność i ból, którego kompletnie nie umiem zlokalizować, a który przez tę nawet krótką chwilę bywa nie do zniesienia. Wtedy przychodzą te myśli, ale są dość ulotne. Wtedy chcę zrobić wszystko żeby już przestało boleć tu i teraz. Chcę być normalna, chcę spokoju, chcę nie bać się życia, nie błądzić, nie sprawiać problemu. I z całych sił staram się ciągle stawiać do pionu i wierzyć, że mimo tych myśli i tego co się dzieje, dam radę sama. Bo nie chcę już więcej o tym mówić, nie chcę więcej leków, bolesnych wspomnień. Więcej już tego po prostu nie zniosę, nie potrafię. Nic mi nie jest...

2 komentarze:

  1. Życie się odmienia właśnie wtedy, kiedy zaakceptujemy to co mamy. To daje siłę i przez to zyskujemy w oczach innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym nauczyć się akceptować pewne rzeczy. Jednocześnie są sprawy, których akceptować nie powinniśmy

      Usuń

Szukaj na tym blogu