Mam jakąś przykrą świadomość końca. Rok co prawda dopiero w rozkwicie natomiast powoli zbliża mi się sesja i wakacje, a wraz z tym wyjazd na jakiś czas i koniec pierwszego roku we Wrocławiu. Oczywiście czeka mnie tu jeszcze kolejnych 4 natomiast dobija mnie świadomość niespełnionych planów. Tego poznawania ludzi gdyby nie pandemia i moja natura, braku pracy, stajni, terapii, wszystkiego. Plany zawsze mają to do siebie, że są bardzo ambitne aż ostatecznie zostaje z nich bardzo niewiele albo wcale. Ja mimo iż wiem, że tak jest ciągle i tak mnie to męczy. Nie lubię kiedy rzeczywistość nie pokrywa się z tym co zaplanowałam. Cieszę się, że tak zgrabnie popłynęłam przez ten rok, ale to nadal nie to, nie tego chciałam. Z przeprowadzką tutaj wiązałam na prawdę duże nadzieje. Liczyłam, że da mi to zupełnie nowy start, szansę żeby coś naprawić, coś zrealizować, a tym czasem zdecydowana większość została po staremu i póki co tak zostanie. A ja wiem już teraz, że albo ogarnę się sama wewnętrznie albo to mnie wykończy i żadna zmiana miejsca zamieszkania nic tu nie pomoże.
jak jest jakiś koniec, to potem jest nowy początek :) pandemię na razie wstrzymali (ciekawe na jak długo) to trzeba korzystać z tego czasu.. wakacje będziesz mieć? zrób coś tylko dla siebie.. czas nie ucieknie, a plany prędzej czy później będziesz mogła zrealizować ;* trzymaj się! nie daj się..
OdpowiedzUsuńDobrze że dostrzegasz, że te zmiany muszą zajść w tobie, nie nazewnątrz.
OdpowiedzUsuń