Jakoś irytują mnie te wpisy, czuję, że piszę kompletnie bez ładu i składu i mój wewnętrzny perfekcjonizm cierpi. Męczy mnie świadomość, że mogłabym zjeść czasem mniej nie dowalając sobie kalorycznej kolacji, tylko, że mam na coś ochotę. Z drugiej strony może to i dobrze, że spełniam te zachcianki w dni kiedy na ogół mało jem i trzymam się finalnie stałego poziomu kalorii. Miałam się ruszać żeby wyglądać lepiej niż tylko na chudą, ale jakoś mi z tym chyba nie po drodze. Nawet spacery z psem ograniczam do minimum choć w sumie podoba mi się ta pogoda gdy nie jest zbyt zimno, a drobny deszcz kapie mi na głowę. Ciągle męczy mnie zmęczenie, może to dlatego. I ciągle nawiedza mnie wewnętrzny ból, który wyładowuje na wszystkim wokół zamiast na samej sobie, ze strachu, wiedząc jednak, że tak zawsze było najlepiej. Jest mi tak po prostu strasznie źle ze samą sobą. Czuję też stres z niczego, lub ze zwyczajnie błahych rzeczy i ten mogę przełamywać choć nic to nie daje. Myśl o podjęciu jakiejś terapii napawa mnie lękiem, bo nie potrafię rozmawiać z ludźmi i zbyt duży zawód czuję do terapeutów, z którymi już się spotkałam. Nie potrafię sama mówić o sobie, trzeba to ze mnie wyciągać i nie potrafię sama wyciągać żadnych wniosków z tych rozmów przez co uważam je za bezcelowe. W dodatku mam takie przeczucie, że coraz więcej ludzi wie o moim nędznym życiu, jeden psycholog po drugim, a ja już nie mam ochoty zapoznawać z tym coraz większej liczby osób i mówić o tym od początku i jestem zwyczajnie tym zmęczona. Coraz częściej wydaje mi się, że to ze mną jest coś nie tak, nie z tym specjalistą skoro tak mocno go zachwalano, a ja nie potrafię się z nim dogadać. To wszystko mnie powstrzymuje. Więc kręcę się sama ze sobą i swoimi problemami w kółko, wiem.
perfekcjonizm to suka, ale trzeba się nauczyć sztuki odpuszczania sobie ;) przykro mi, że masz nieprzyjemne wspomnienia z terapeutami, ale życzę Ci, żebyś jeszcze znalazła w sobie siłę i spróbowała - przede wszystkim po to, aby dać szansę sobie, trzymaj się <3
OdpowiedzUsuń