Wspólny miesiąc wakacji z narzeczonym spędzam na pracy. Wstajemy o 6 cały czas się nie widząc i wracamy około 18 i tak nie mając czasu dla siebie, bo zawsze jest coś do zrobienia. A mnie nawet to nie przeszkadza, cieszę się, że nie spędzam kolejnych wakacji leniąc się tylko zarabiam na mieszkanie. Staram się jeść więcej, pić, oszczędzać się żeby mieć więcej siły, ale praca i tak wykańcza mnie psychicznie i fizycznie. Staram się zawsze spinać dupę choć czasem już nie mogę. Hamuje panikę, wycieram łzy, zbieram się w sobie i idę dalej, bo wiem, że muszę. Czasem sytuacja mnie przerasta, umysł nie daje rady albo organizm się buntuję jak dzisiaj i ze łzami w oczach zostaje, bo targają mną tak potężne wyrzuty sumienia. Czuję się wtedy słaba, bezsilna, leniwa, nieprzydatna. Próbuje sobie tłumaczyć, ale boję się osądu innych i tego, że zabraknie mi pieniędzy. Jest mi wstyd za siebie i to uczucie przytłoczenia jest tak wielkie, że nie potrafię sobie z nim już w żaden sposób poradzić i przychodzą mi na myśl bardzo złe rzeczy, z którymi oczywiście walczę. Wiem jedno, znowu po prostu muszę przetrwać, potem będzie lepiej.
czwartek, 29 lipca 2021
niedziela, 25 lipca 2021
czwartek, 15 lipca 2021
piątek, 9 lipca 2021
wtorek, 6 lipca 2021
Blog ten nie powstał jako zlepek luźnych myśli rzuconych od tak w odmęty internetu tylko żeby pomóc usystemtyzować moje myśli i odczucia, aby przy sklerotycznej naturze mieć coś takiego pod ręką kiedy przyjdzie już ten magiczny czas spotkania z terapeutą czy psychiatrą. Bo mam to do siebie, że czasem męczy mnie okropny słowotok i milion różnych myśli przelatuje mi przez głowę na sekundę, a kiedy przychodzi co do czego nagle ledwie odnajduję w sobie zdanie będące w stanie opisać to jaki mam humor w danym dniu. Staję się wówczas istną zagadką nie umiejąca sklecić żadnego sensownego zdania i niezbyt pamiętającą wydarzenia choćby sprzed kilku dni, a raczej nie będąca w stanie ich opisać. Nawet teraz siedząc przed komputerem i mając względny plan tego co chciałabym przekazać szukam w sobie właściwych określeń na to co właściwie odczuwam.
Stres jakoś, póki co, mnie opuścił, czuję się wręcz nadludzko wyluzowana, jak nie ja. Na wszystko znalazł się czas, mam jasny plan na wakacje i wystarczy się go mniej więcej trzymać. DO wszystkiego podchodzę z dystansem, nie rozmyślam tyle, będzie co będzie. Nurtuje mnie nieco kwestia pracy, jak zwykle martwię się na zapas, że się nie odnajdę, ale w porównaniu z tym co czułabym normalnie widzę progres. To śmieszne, bo tak jak w horrorach jakiś przedmiot może być powiązany z demonem, tak łóżko w moim pokoju, w rodzinnym domu wiąże się z tyloma wydarzeniami, że mój mózg zwyczajnie już czasem odwala na zapas. Wracają stare wspomnienia, lęki, sny choć tylko czasem, z dużo mniejszą częstotliwością. Nie rozumiem mechanizmu tego działania na tyle żeby zrozumieć czemu w środku nocy prawie dostałam ataku paniki jakoś powiązując przyszłe wydarzenie do innego, bardzo odległego, które miało już kiedyś miejsce i nie wspominam go najlepiej.
Testując wszystkie kalkulatory BMI na jakie natrafiłam w internecie każdy pokazuje niedowagę. Bardzo dziwne uczucie. To w ogóle możliwe ? Z kluski w szkieletorka, zabawne. A także jak niezwykle satysfakcjonujące.