Ostatnio usłyszałam też, że ludzie w większości biorą ślub z poczucia obowiązku. Zrobiłam szybki rozrachunek w głowie i w rzeczywistości coś może w tym być. Dlatego tym bardziej żeby iść do przodu powinnam pogodzić się z pewnymi rzeczami, a wręcz wyłapać w nich pewną niezwykłość. Nie uganiać się za zaplanowanym z góry w najmniejszych szczegółach scenariuszu, a popatrzeć z innej strony. Nie wypominać nieidalnego pierścionka, brzydkiej pogody, złej godziny, niechcianego miejsca tylko docenić to, że mam tę możliwość zaręczać się jedynie z miłości. Codziennie być kochaną, docenianą i szanowaną, wynoszoną ponad chmury. Mieć na kogo liczyć, przy kim się zwierzać. Dzielić szczęśliwe chwile, ale i te smutne licząc na wsparcie. To jest największe szczęście, a cała reszta gra rolę tak drugorzędną, że nie warto poświęcać jej tyle uwagi i tak się nad nią rozczulać.
Mądrzeje na starość???
Zrobiłam badania krwi, byłam u lekarza. Wychodzi na to, że wszystkie moje fizyczne problemy są spowodowane chorym umysłem...
A czy on dostaje od Ciebie wsparcie i może na Ciebie liczyć?
OdpowiedzUsuńTak, oczywiście, że tak. Skąd to pytanie?
UsuńW odpowiedzi na komentarz u siebie: myślę, że nie uzależniam samopoczucia od jedzenia tylko jedzenie od samopoczucia. To normalne, że czasem zjem więcej. Co do Twojej notki to rezyliencja i zrezygnowanie z oczekiwań (nierealnych) na cześć zwykłej akceptacji jest jak najbardziej opłacalne. I tak, wiem, że to trudne.
OdpowiedzUsuńJedzenie przez samopoczucie to też mój problem...
OdpowiedzUsuń