piątek, 31 grudnia 2021
sobota, 20 listopada 2021
środa, 17 listopada 2021
wtorek, 2 listopada 2021
poniedziałek, 18 października 2021
niedziela, 10 października 2021
poniedziałek, 27 września 2021
środa, 22 września 2021
środa, 15 września 2021
Pogoda jest tak piękna. Wciąż świeci słońce, jest ciepło, a przez to każda komórka mojego ciała jest odprężona bardziej niż normalnie. Staram się wykorzystać to w 100%, tę pogodę i czas wolny, który mi pozostał. Dużo myślę o sobie i o tym co będzie później. Może nawet nieco zbyt dużo, ale staram się wszystko poukładać, przygotować się do nowych zadań i pracy na najwyższych obrotach. W gruncie rzeczy od dawna już nie męczą mnie taki lęki jak kiedyś, ogólnie czuję się w miarę spokojna, odprężona, ale aktualnie doskwiera mi duży niepokój. Jets chyba dość zrozumiały i realny. Boję się powrotu do Wrocławia, tego jak poradzę sobie z wieloma rzeczami na głowie jak pies, nauka, praca i dom. Wiem, że będzie ciężko, że będę biegać z uczelni do pracy i tak w kółko, żyć w permamentnym zmęczeniu. Da się przyzwyczaić do takich rzeczy? Dalej dokucza mi zmęczenie. To absurd, że biorę leki, które miały na nie pomóc, a jednocześnie mogą równie dobrze je wywoływać. Staram się natomiast wierzyć w to co mówią lekarze i to jak te tabletki mogą zmienić moje postrzeganie świata. Doskwierają mi chorobowe myśli. Jem, ale chyba nadal boję się jeść, dlatego wciąż kontroluję wagę i czuję względny spokój, ale boję się co będzie jeśli zaraz tej wagi nie będzie do dyspozycji. Ostatnio wzmógł mi się też apetyt, jest wręcz nienaturalny, przez to wciąż myślę o jedzeniu i nie potrafię nad tym wszystkim zapanować. To ogromnie frustrujące, a ja nie rozumiem z czego to wynika, przecież od jakiegoś już czasu jem normalnie. Irytują mnie też zupełnie zwyczajne rzeczy jak przedmiot odłożony w innym miejscu, krzywo postawiony kwiatek na parapecie, czy talerze nie poukładane w szafce według kolorów. Staram się z tym walczyć, ignorować te myśli, które nie dają spokoju, ale nie potrafię. Mama śmieje się, że mam nerwicę natręctw, po tacie, a ja coraz bardziej myślę, że może coś w tym jest. Nie potrafię też teraz zasnąć bez koca. Kiedy popołudniami potrzebuję drzemki to choć oczy praktycznie same mi się zamykają i wcale nie jest mi zimno, nawet gdybym leżała przez godzinę nie zasnę jeśli nie wezmę cholernego koca i się nie przykryję. Nie wiem, nie rozumiem. Troszkę mi trudno.
środa, 8 września 2021
poniedziałek, 30 sierpnia 2021
niedziela, 15 sierpnia 2021
Swego rodzaju początek
poniedziałek, 2 sierpnia 2021
czwartek, 29 lipca 2021
Wspólny miesiąc wakacji z narzeczonym spędzam na pracy. Wstajemy o 6 cały czas się nie widząc i wracamy około 18 i tak nie mając czasu dla siebie, bo zawsze jest coś do zrobienia. A mnie nawet to nie przeszkadza, cieszę się, że nie spędzam kolejnych wakacji leniąc się tylko zarabiam na mieszkanie. Staram się jeść więcej, pić, oszczędzać się żeby mieć więcej siły, ale praca i tak wykańcza mnie psychicznie i fizycznie. Staram się zawsze spinać dupę choć czasem już nie mogę. Hamuje panikę, wycieram łzy, zbieram się w sobie i idę dalej, bo wiem, że muszę. Czasem sytuacja mnie przerasta, umysł nie daje rady albo organizm się buntuję jak dzisiaj i ze łzami w oczach zostaje, bo targają mną tak potężne wyrzuty sumienia. Czuję się wtedy słaba, bezsilna, leniwa, nieprzydatna. Próbuje sobie tłumaczyć, ale boję się osądu innych i tego, że zabraknie mi pieniędzy. Jest mi wstyd za siebie i to uczucie przytłoczenia jest tak wielkie, że nie potrafię sobie z nim już w żaden sposób poradzić i przychodzą mi na myśl bardzo złe rzeczy, z którymi oczywiście walczę. Wiem jedno, znowu po prostu muszę przetrwać, potem będzie lepiej.
niedziela, 25 lipca 2021
czwartek, 15 lipca 2021
piątek, 9 lipca 2021
wtorek, 6 lipca 2021
Blog ten nie powstał jako zlepek luźnych myśli rzuconych od tak w odmęty internetu tylko żeby pomóc usystemtyzować moje myśli i odczucia, aby przy sklerotycznej naturze mieć coś takiego pod ręką kiedy przyjdzie już ten magiczny czas spotkania z terapeutą czy psychiatrą. Bo mam to do siebie, że czasem męczy mnie okropny słowotok i milion różnych myśli przelatuje mi przez głowę na sekundę, a kiedy przychodzi co do czego nagle ledwie odnajduję w sobie zdanie będące w stanie opisać to jaki mam humor w danym dniu. Staję się wówczas istną zagadką nie umiejąca sklecić żadnego sensownego zdania i niezbyt pamiętającą wydarzenia choćby sprzed kilku dni, a raczej nie będąca w stanie ich opisać. Nawet teraz siedząc przed komputerem i mając względny plan tego co chciałabym przekazać szukam w sobie właściwych określeń na to co właściwie odczuwam.
Stres jakoś, póki co, mnie opuścił, czuję się wręcz nadludzko wyluzowana, jak nie ja. Na wszystko znalazł się czas, mam jasny plan na wakacje i wystarczy się go mniej więcej trzymać. DO wszystkiego podchodzę z dystansem, nie rozmyślam tyle, będzie co będzie. Nurtuje mnie nieco kwestia pracy, jak zwykle martwię się na zapas, że się nie odnajdę, ale w porównaniu z tym co czułabym normalnie widzę progres. To śmieszne, bo tak jak w horrorach jakiś przedmiot może być powiązany z demonem, tak łóżko w moim pokoju, w rodzinnym domu wiąże się z tyloma wydarzeniami, że mój mózg zwyczajnie już czasem odwala na zapas. Wracają stare wspomnienia, lęki, sny choć tylko czasem, z dużo mniejszą częstotliwością. Nie rozumiem mechanizmu tego działania na tyle żeby zrozumieć czemu w środku nocy prawie dostałam ataku paniki jakoś powiązując przyszłe wydarzenie do innego, bardzo odległego, które miało już kiedyś miejsce i nie wspominam go najlepiej.
Testując wszystkie kalkulatory BMI na jakie natrafiłam w internecie każdy pokazuje niedowagę. Bardzo dziwne uczucie. To w ogóle możliwe ? Z kluski w szkieletorka, zabawne. A także jak niezwykle satysfakcjonujące.
piątek, 2 lipca 2021
niedziela, 27 czerwca 2021
wtorek, 22 czerwca 2021
poniedziałek, 21 czerwca 2021
Plan powtórkowy był ambitny, miałam rozpisane dzień po
dniu tematy, ale jednak nauka do sesji w tydzień to samobójstwo. Tak więc kiedy
dotarło do mnie, że to mało efektywne skupiłam się na najważniejszym licząc, że
z resztą jakoś będzie (a nie oszukujmy się, sesja zdalna działa na korzyść
studentów) i tak spędziłam większość tygodnia, wkuwając przez kilka godzin
dziennie. Teraz wiem, że nastawienie potrafi zdziałać cuda. Jeśli jestem w
stanie odsunąć na bok myśli, o ty jak następny dzień mnie dojedzie i przekształcić
je na plany co danego dnia mam do zrobienia i co dobrego dla siebie zrobię
kiedy już skończę nagle zasypiam spokojna, a wstaje zmotywowana. Oczywiście
sesja i egzaminy wywołują w moim przypadku dużą presję i stres, ale tego już
nie ominę. Mogę jedynie liczyć na to, że będzie dobrze, czuć się w miarę
przygotowaną i pocieszać się faktem, że ZAWSZE są jeszcze drugie terminy. Ale oczywiście mój umysł zawsze żyje własnym życiem i nie da się przekonać. Jestem za to właśnie przed najważniejszym egzaminem w sesji i liczę, że po napisaniu go odetchnę głęboko i na nowo zacznę cieszyć się życiem.
piątek, 11 czerwca 2021
poniedziałek, 31 maja 2021
Mam jakąś przykrą świadomość końca. Rok co prawda dopiero w rozkwicie natomiast powoli zbliża mi się sesja i wakacje, a wraz z tym wyjazd na jakiś czas i koniec pierwszego roku we Wrocławiu. Oczywiście czeka mnie tu jeszcze kolejnych 4 natomiast dobija mnie świadomość niespełnionych planów. Tego poznawania ludzi gdyby nie pandemia i moja natura, braku pracy, stajni, terapii, wszystkiego. Plany zawsze mają to do siebie, że są bardzo ambitne aż ostatecznie zostaje z nich bardzo niewiele albo wcale. Ja mimo iż wiem, że tak jest ciągle i tak mnie to męczy. Nie lubię kiedy rzeczywistość nie pokrywa się z tym co zaplanowałam. Cieszę się, że tak zgrabnie popłynęłam przez ten rok, ale to nadal nie to, nie tego chciałam. Z przeprowadzką tutaj wiązałam na prawdę duże nadzieje. Liczyłam, że da mi to zupełnie nowy start, szansę żeby coś naprawić, coś zrealizować, a tym czasem zdecydowana większość została po staremu i póki co tak zostanie. A ja wiem już teraz, że albo ogarnę się sama wewnętrznie albo to mnie wykończy i żadna zmiana miejsca zamieszkania nic tu nie pomoże.
piątek, 21 maja 2021
Jakoś irytują mnie te wpisy, czuję, że piszę kompletnie bez ładu i składu i mój wewnętrzny perfekcjonizm cierpi. Męczy mnie świadomość, że mogłabym zjeść czasem mniej nie dowalając sobie kalorycznej kolacji, tylko, że mam na coś ochotę. Z drugiej strony może to i dobrze, że spełniam te zachcianki w dni kiedy na ogół mało jem i trzymam się finalnie stałego poziomu kalorii. Miałam się ruszać żeby wyglądać lepiej niż tylko na chudą, ale jakoś mi z tym chyba nie po drodze. Nawet spacery z psem ograniczam do minimum choć w sumie podoba mi się ta pogoda gdy nie jest zbyt zimno, a drobny deszcz kapie mi na głowę. Ciągle męczy mnie zmęczenie, może to dlatego. I ciągle nawiedza mnie wewnętrzny ból, który wyładowuje na wszystkim wokół zamiast na samej sobie, ze strachu, wiedząc jednak, że tak zawsze było najlepiej. Jest mi tak po prostu strasznie źle ze samą sobą. Czuję też stres z niczego, lub ze zwyczajnie błahych rzeczy i ten mogę przełamywać choć nic to nie daje. Myśl o podjęciu jakiejś terapii napawa mnie lękiem, bo nie potrafię rozmawiać z ludźmi i zbyt duży zawód czuję do terapeutów, z którymi już się spotkałam. Nie potrafię sama mówić o sobie, trzeba to ze mnie wyciągać i nie potrafię sama wyciągać żadnych wniosków z tych rozmów przez co uważam je za bezcelowe. W dodatku mam takie przeczucie, że coraz więcej ludzi wie o moim nędznym życiu, jeden psycholog po drugim, a ja już nie mam ochoty zapoznawać z tym coraz większej liczby osób i mówić o tym od początku i jestem zwyczajnie tym zmęczona. Coraz częściej wydaje mi się, że to ze mną jest coś nie tak, nie z tym specjalistą skoro tak mocno go zachwalano, a ja nie potrafię się z nim dogadać. To wszystko mnie powstrzymuje. Więc kręcę się sama ze sobą i swoimi problemami w kółko, wiem.
środa, 19 maja 2021
Jeszcze żyję, a raczej trwam. Wszystko to znów przypomina tylko niemą egzystencję. Śpię, płaczę i staram się nie myśleć o złych rzeczach, które podpowiada mi umysł. Nie mam na nic siły i ochoty. Jestem wyczerpana sobą i światem. Każdy nowy dzień to nowa porcja bólu, który nie wiem jak długo będzie mi jeszcze dane znosić.
niedziela, 16 maja 2021
„Umrę Ci kiedyśOczy mi zamknieszI wtedy - swojeSmutne, zdziwioneBardzo otworzysz.”~ Julian Tuwim
Choć raczej nie interesuję się niczym co nie pisane jest prozą to jest to mój ulubiony wiersz, prosty i bardzo wymowny. Nic nie trzeba dodać, nic ująć.
Po 3 dniach doszłam do siebie po szczepieniu, ale zaliczyłam wielki zjazd psychiczny i po raz kolejny uświadomiłam sobie jak bardzo nie nawidzę siebie wiedząc jak okrutnie mogę traktować najważniejszą dla mnie osobę tylko dlatego, że nie potrafię poradzić sobie z bólem, który trawi mnie od środka.
niedziela, 9 maja 2021
Choć może się to wydawać głupie z wczorajszego filmu wyciągnęłam tyle wniosków ile nigdy nie byłam w stanie wyciągnąć z wielu rozmów z jakimkolwiek psychologiem. Myślę, że to spory krok jak na mnie do zaakceptowania tego jak jest i tego jaka sama jestem. Zawsze będąc w związku czasem działo się jak się działo. Nigdy nie ukrywałam tego co dzieje się wewnątrz mnie, bo tak się przyzwyczaiłam funkcjonować. Nawet na początku mimo ogromnej chęci posiadania tego kogoś kto przy mnie będzie zawsze czułam, że robię coś złego. Że tak nie powinnam, że będąc w tej kwestii bardziej świadoma powinnam sama odpuścić i się wycofać. Mimo miłości, którą czułam i nie będąc w stanie nad nią zapanować bałam się zrobić mu krzywdę. Cholernie się czasem za to nienawidziłam, za to co robię i jak czasem bywa. Za płaczę, słowa, złość, za to, że nie mogło być normalnie i za to ile rzeczy potrafiłam zepsuć. Uważałam się mimo tych jedynie dni w moim całym życiu za bardzo złego człowieka. Chciałam go chronić za wszelką cenę, nawet swoim kosztem choć dobrze wiedział na co się piszę i sam w każdej chwili mógł się bez żadnych konsekwencji wycofać, wiele razy to zaznaczałam. A jednak mimo zapewnień, że tak jest dobrze i całego mojego starania zawsze uważałam się za egoistkę, że dopuściłam do tego. Ale to bzdura. Dotarło do mnie właśnie, że muszę nikogo przed sobą chronić. Oboje mamy swój rozum, a ja nikogo w żaden sposób nie więżę. Po drugie momenty załamania, kiedy jestem zła lub kiedy kogoś zamartwiam są moją ogromną wadą, ale powoduje je choroba, a ja mocno ze sobą walczę i te chwile nie definiują tego jaka jestem na prawdę. Inne refleksje nachodzą mnie podczas czytania pewnej książki. Życie jest ulotne, a miłość jest wielka. A wszystko razem do kupy jest tak skomplikowane...
środa, 5 maja 2021
Czasem żałuję, że życie to w rzeczywistości nie komputer z przyciskiem "reset". Wiele jest takich myśli, że chciałabym móc zacząć życie od nowa, mieć do dyspozycji zupełnie czystą kartkę. Bo choć teoretycznie wszystko jest we względnym porządku męczy mnie poczucie winy, niezrealizowanych celów i obietnic. Czuję ciężar tych wszystkich rzeczy, które można było zrobić inaczej, lepiej, błędów, których można było uniknąć, słów i wydarzeń, których nie da się już cofnąć. Świadomość tego, że są rzeczy, których już nigdy nie naprawię sprawia, że ten ciężar wbija do samej ziemi. Jest wiele spraw, które zaprzepaściłam, niewykorzystanych szans, niedocenionych momentów. To już zawszę będzie przewijać się w mojej pamięci. Pamiętam te dobre chwile, kiedy dałam komuś i sobie szczęście, ale nie potrafię zapomnieć tych złych, wynikających z moich błędów, rozczarowań, bezmyślności i egoizmu. Wiem, że pusta kartka byłaby dołująca, pozbawiona tych wszystkich kwestii, które rozegrałam dobrze, tych rzeczy, które są dla mnie w życiu najważniejsze. Ale nagle poczułabym się taka lekka.
Chciałabym móc cofnąć czas, choć o parę chwil, ze świadomością ile złego można wyrządzić patrząc w lustro.
sobota, 1 maja 2021
Człowiek myśli, że wszystko jest dobrze i wówczas wszystko runie jak domek z kart, a najgorsze dzieje się zwykle w najgorszym możliwym momencie. Czuję się winna temu jaka jestem, a jednocześnie nie potrafię z tym nic zrobić. Chciałabym jak kiedyś móc założyć maskę i sprawiać pozory, ale za bardzo otwarłam się na pewne osoby i teraz nie potrafię już przed nimi niczego udawać, nawet dla ich dobra. Błądzę wokół wszystkiego i zarazem niczego. Rozłąka budzi we mnie lęk. Boję się, że znowu będzie bolało i boję się, że znów wtedy będę zdana tylko na siebie, tak jak to było zawsze. I zazdroszczę, bo chcę innego życia, bo chciałabym też widzieć sens, robić coś co ma sens, dążyć do tego, nie tkwić w nudzie i rutynie. Więc jest złość i niepewność i ból, którego kompletnie nie umiem zlokalizować, a który przez tę nawet krótką chwilę bywa nie do zniesienia. Wtedy przychodzą te myśli, ale są dość ulotne. Wtedy chcę zrobić wszystko żeby już przestało boleć tu i teraz. Chcę być normalna, chcę spokoju, chcę nie bać się życia, nie błądzić, nie sprawiać problemu. I z całych sił staram się ciągle stawiać do pionu i wierzyć, że mimo tych myśli i tego co się dzieje, dam radę sama. Bo nie chcę już więcej o tym mówić, nie chcę więcej leków, bolesnych wspomnień. Więcej już tego po prostu nie zniosę, nie potrafię. Nic mi nie jest...
wtorek, 27 kwietnia 2021
poniedziałek, 26 kwietnia 2021
Takie dni jak ten wczorajszy sprawiają, że niecierpliwie wyczekuję końca. Kłótnie, płacz, histerie to nic, najgorsze są momenty po. Diabelski młyn to zbyt wyimaginowane określenie dla tego czym jest w rzeczywistości. Moje gorsze momenty, chwile załamania nakręcają wyrzuty sumienia w kimś, kto z tego czy innego powodu wcale nie powinien ich mieć. Każde przepraszam boli jak wbijany we mnie nóż, a ja zwykle nie mam wówczas siły żeby się przed tym nożem nawet bronić, sprostować coś, wytłumaczyć. Wtedy do mojej głowy będącej w tym swoim stanie otępienia będącego rodzajem obrony i dającego ulgę zaczynają docierać bodźce. Zalewa mnie ogromne poczucie winy, że znowu przez moją słabość obwinia się ktoś inny. Przez głowę nie przedziera się milion myśli na sekundę, nie ma po prostu jak, ale każda mała, pojedyncza jest bardzo krzywdząca. I to jest prawdziwy młyn, iście diabelny, taki stworzony przez życie. Karuzela, która wciąż się kręci i nie potrafi przestać.
Przepraszam, że wciąż musi tak być
niedziela, 25 kwietnia 2021
Ostatnimi czasy miałam dość sporo czasu na przemyślenia. Doszłam do wniosku, że tak na prawdę zewsząd otaczam bądź otaczałam się głównie ludźmi, którzy zmagają się z różnorakimi problemami, myślami autodestrukcyjnymi, zaburzeniami. Śmiejemy się w tym swoim towarzystwie, że nikt już na tym świecie nie pozostał zupełnie normalny, przy zdrowych zmysłach. I ta świadomość trochę podnosi mnie na duchu, że jednak wcale nie jestem w tym wszystkim odosobniona, w dodatku dobrze odnajduję się wśród osób, które są w stanie zrozumieć to co czuję. Z drugiej strony ten stan rzeczy jest dość przykry, daje wgląd na to jacy wszyscy jesteśmy, jaki jest świat. Oczywiście można by powiedzieć, że społeczeństwo jest teraz słabe, dużo razy się to w końcu słyszy, ale prawda jest taka, że społeczeństwo jest ślepe, a poglądami nie raz odbiega od średniowiecza. No, bo przecież jakie my możemy mieć problemy? Jesteśmy jeszcze młodzi, przed nami całe życie, które dopiero się zaczyna. A w tym młodym umyśle potrafią toczyć się wewnętrzne walki, które przerosły by nie jednego dorosłego. Mimo tego zostajemy z tym sami, zdani na łaskę samych siebie, a świat przepełnia znieczulica, ignorancja i napiętnowanie rzeczy, które nigdy napiętnowane być nie powinny. Radzimy sobie sami tak jak potrafimy albo nie radzimy sobie wcale nie mając kogo prosić o pomoc. Więc trwamy w letargu czekając na gwiazdkę z nieba, która być może przyniesie nadzieje, ratunek. Ale jak historia wiele razy już pokazała bardzo często nie zjawia się nic...
piątek, 23 kwietnia 2021
Nie toleruje samotności. W sumie nie wiem jak to jest, bo dziwnie się czuję w towarzystwie innego człowieka, jakby odwykłam od tego, a jednocześnie tak cholernie nie chce być sama. Albo raczej nie tyle nie chcę co nie potrafię. Pół dnia jest okej, a nagle nie potrafię sobie znaleźć miejsca i powoli wzbiera we mnie panika, nie ważne, że to tylko jeden czy dwa dni. Czuję się z tym odczuciem bardzo dziecinnie, jak mała dziewczynka. Besztam się w myślach i staram doprowadzić do porządku, że przecież jestem dorosła i nie powinnam się tak zachowywać, ale nie bardzo to działa. Wmawianie sobie usilnie, że nic się nie dzieje też nie przynosi pożądanych efektów. W sumie czego ja się spodziewałam, nigdy nie przynosiło. Całe szczęście, że w domu mam psa, i że jest coś takiego jak telefon i internet, w innym wypadku czuję, że dawno bym zwariowała. Nie wiem czy to kwestia przyzwyczajenia, że zawsze ktoś jest czy odzywają się stare lęki, ale w innym wydaniu. Mam ochotę wziąć leki i przespać do soboty, ale mam obowiązki. Więc zajmuję czas i myśli jak mogę i czas choć bardzo powoli, jakoś mija. Zastanawiam się czy faktycznie nie powinnam wrócić do terapii i leków, tylko jeśli o rozmowę z psychologiem to nigdy nie bardzo rozumiałam jaki ma to sens i w jaki sposób ma mi to pomóc. A ostatnie poczucia niczego sprawiają, że nawet gdybym chciała to i tak nie bardzo mam o czym mówić, bo zwykle nawet nie bardzo wiem jak się czuję i co mi siedzi w głowie.
czwartek, 22 kwietnia 2021
Mojej relacji z jedzeniem nikt nie rozumie. Czasem mnie nawet wydaje się, że jej nie rozumiem. To już nie tylko poczucie kontroli i dążenie do perfekcji, którego nie umiem opanować choć w dużej mierze tak jest. To sposób bycia. Raz na wozie, raz pod wozem. Czasem jem, a czasem nie, jedno i drugie potrafi opanować moje emocje więc nie jest to coś czego póki co mogę się wyzbyć, to daje stabilność. Poza tym bardzo często wydaje mi się, że moje ograniczenia istnieją, bo potrzebuję wymówki do tego stanu rzeczy, nieidealnego ciała i lenistwa. Całe życie szukam wymówek więc tak jest i teraz. Potrzebuję też ostatnio tak bardzo poczucia satysfakcji, dążenia do celu, a od pewnego czasu nie umiem tego odnaleźć nigdzie indziej. No i jest jeszcze kwestia nienawiści, którą się darze, a która mocno powiązana jest z tym co mam zakodowane w głowie. Nie mogę się takiej akceptować, bo nie można akceptować tego co nieidealne i co jak najbardziej można zmienić.
czwartek, 8 kwietnia 2021
Często słyszę depresja, stany lękowe, coraz częściej także zaburzenia odżywiania. Mój mózg natomiast stale poddaje wszystko wątpliwościom i na wszystko ma jakieś wytłumaczenie. Bo przecież każdy się czegoś boi, prawda? Bo ja przecież po prostu lubię kontrolę i gdybym chciała to bym przestała, ale nie chcę. Bo przesypiam całe noce, nie kaleczę się już i nie rozmyślam o śmierci, wstaje codziennie z łóżka i robię co do mnie należy, a inni ludzie przeżywają prawdziwe tragedie, nie obniżenie nastroju. Być może sama nie wiem, że poszukuję czyjejś uwagi, wyolbrzymiam, przesadzam, tak trochę na pokaz. Działa we mnie autosugestia, moja i nie tylko, przez diagnozę postawioną przez marnego lekarza, na odczepne. Nic mi nie jest, jest przecież znośnie, doskonale nie jest nigdy. A może...
wtorek, 6 kwietnia 2021
Słowa są ulotne, a mowa jest źródłem nieporozumień. Może więc dlatego lepszy środek komunikacji stanowi dla mnie stukanie w klawiaturę? Cenię sobie słowo pisane wiedząc jak dużo czasu zwykle zajmuje mi zebranie myśli w całość, wydobycie sensu, który chcę przekazać. W efekcie więcej między mną, a ludźmi niezrozumienia i niedopowiedzianych słów niż czegokolwiek innego. Potrzebuję czasu na zastanowienie się. Moje myśli bardzo często wirują, mieszają się ze sobą tworząc na prawe potężny mętlik, a ja nie potrafię się w nim odnaleźć. Jestem niezrozumiała dla siebie i dla otoczenia. Męczą mnie wewnętrzne konflikty toczone nieustannie o to jaka chcę być, kim chcę być i do czego dążyć, co chce osiągnąć. Tak na prawdę mimo wieku jestem tylko zagubioną, małą dziewczynką, poszukującą stale siebie i jakiegoś sensu, choć może tego drugiego jestem akurat już bliżej niż dalej.
Jeśli się tu znalazłeś to mniemam, że nie bez powodu. Witam w moim świecie.